+48 531 735 150
agencja@literatura.com.pl

Elisabeth Asbrink z Nagrodą Kapuścińskiego!

news photo

Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki dla naszej Elisabeth Asbrink! Gratulujemy Wydawnictwu Czarne reporterskiego nosa!

Szwedzka autorka w piątek wieczorem odebrała nagrodę za reportaż literacki - i 50 tys. zł - na gali w Muzeum Historii Żydów Polskich. "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" to opowieść o przyjaźni żydowskiego uchodźcy ze wspierającym faszyzm założycielem Ikei.

Nagroda honoruje także tłumaczkę książki Irenę Kowadło-Przedmojską, która otrzymała 15 tys.

Nagroda dla najlepszej książki reporterskiej roku została ustanowiona przez miasto stołeczne Warszawa. W tym roku przyznano ją po raz piąty.

Cały tekst

 

Laudacja Macieja Zaremby Bielawskiego, przewodniczącego jury:

Rok 1939. Rodzina Ullmannów w zajętym przez hitlerowców Wiedniu dostrzega szansę uratowania jedynego syna. Szwedzka Misja dla Izraela gotowa jest przechować kilkaset żydowskich dzieci. Lecz misjonarze stawiają warunki. Dzieci trzeba ochrzcić w obrządku ewangelickim, bo katolików Szwecja też sobie nie życzy. Rodzice muszą przyrzec, że nie będą próbować dostać się do Szwecji oraz że najpóźniej po dwóch latach odbiorą chłopca. Między wierszami daje się do zrozumienia, że preferowane są dzieci grzeczne i posłuszne. Nie powinny mieć głowy do książek, bo władze szwedzkie zainteresowane są głównie materiałem na służące i parobków.

13-letni Otto Ullmann miał szczęście. Pozwolono mu wyjechać, choć odmówił chrztu.

Rodzice Ottona dotrzymali obietnicy, przynajmniej w połowie. Nie odebrali wprawdzie chłopca w wyznaczonym terminie, lecz po wywózce do Auschwitz nie mieli też okazji nękać szwedzkich władz prośbami o wizę.

"W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" to po mistrzowsku splecione trzy dramaty. Książka warkocz. Pierwszy to misterium pasyjne rodzicielskiej miłości. Przez pięć lat rodzice Ottona piszą do syna setki listów, w których starają się ukryć narastającą wokół grozę. Drugi wątek to dramat zagubionego na szwedzkiej prowincji nastolatka, którego złośliwy los łączy przyjaźnią z lokalnym nazistą.

Bohaterką trzeciego dramatu jest sama autorka. To jest jej gorzka rozprawa z mitem Szwecji lat 30., kraju równości, solidarności i postępu, gdzie kilkuset "rasowo obcych" uchodźców okazało się zagrożeniem dla społecznego ładu.

Antysemityzm w Szwecji lat 30. nie jest wprawdzie tajemnicą, lecz dopiero książka Elisabeth Asbrink pokazuje, jaki potrafił być oczywisty, powszechny, beznamiętny i okrutny w skutkach. A także do jakiego stopnia społeczeństwu szwedzkiemu - i nie tylko szwedzkiemu - udało się wyprzeć ze świadomości współodpowiedzialność za Zagładę.

Choć z pozoru to reportaż historyczny, "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" jest książką o współczesności. Nie tylko przez to, że "przypominając haniebną przeszłość, budzi wrażliwość na dramat rozgrywający się na naszych oczach - uchodźców we współczesnym świecie", za który my wszyscyjesteśmy współodpowiedzialni.Asbrink pokazuje także ciągłość ideologii wykluczenia w Europie. Rasizm nie umarł, tylko zmienił język. Pojęcie "gorszej rasy" zastąpiła "obca kultura". "Przeszłość nigdy nie umiera. Nie jest nawet przeszłością" - pisał Faulkner w "Requiem dla zakonnicy".

Prof. Joanna Tokarska-Bakir w eseju "Jedwabne - historia jako fetysz" zadaje pytanie, dlaczego druga wojna światowa i Holocaust nie chcą odejść do historii. "Co sprawia, że czas mija, wojna i Zagłada oddalają się, ale martwi są coraz bliżej nas?". Czasami ich obecność objawia się w formie chorej jak wówczas, gdy kibice na polskim stadionie wyzywają przeciwników od Żydów. Najczęściej jednak w formie obsesji, o której świadczą pełne goryczy debaty jak te wokół książki Jana Tomasza Grossa o Jedwabnem czy o "Gorliwych katach Hitlera" Daniela Goldhagena.

Upraszczając: Joanna Tokarska-Bakir uważa, że umarli straszą, bo nie zostali opłakani. Być może nie ma takich rytuałów żałoby, którymi można by uspokoić duchy ofiar i świadków Zagłady. Lecz trzeba tych form szukać, "by przynajmniej symbolicznie przywrócić godność odebraną ofiarom przez sprawców zła".

To chyba nie przypadek, że cztery z dotychczas nagrodzonych książek to reportaże o pamięci. Swietłana Aleksijewicz, Jean Hatzfeld, Liao Yiwu i Elisabeth Asbrink piszą o historii tak, jakby byli przekonani, że przeszłość zanegowana - i nieopłakana - będzie straszyć i wpędzać nas w szaleństwo. I że odejdzie do historii dopiero wtedy, gdy przestaniemy przed nią uciekać. Trzeba się zatrzymać, odwrócić, spojrzeć widmu w twarz. I powiedzieć: Witam.

Można więc postawić tezę, że reporterzy zadają dziś pytania, których unika większość historyków. Bo są zbyt niepokojące. Bo można się poplamić. Bo nie ma odpowiedzi.

Czy dobry uczynek popełniony z paskudnych pobudek nadal jest dobry? Szwedzka Misja dla Izraela ratowała dzieci żydowskie po uprzedniej selekcji. Niektóre były w oczach pastorów bardziej godne przeżycia niż inne. I przeżyły. W szwedzkiej debacie nad książką Elisabeth Asbrink pojawiły się głosy, że gdyby Misja tych dzieci nie uratowała, nikt inny by tego nie zrobił. Więc nieprzyzwoitością jest zgłębianie jej motywów.

Nie zgadzam się z tą opinią. Pozwolę sobie raz jeszcze przytoczyć diagnozę prof. Tokarskiej-Bakir. Jej zdaniem w książkach Grossa i Goldhagena - a ja dodałbym tutaj Elisabeth Asbrink - ludzie szukają tego, czego nie znajdują u większości historyków: "tlenu moralnego, jaki wyzwala się z chwilą podjęcia pytań, na które nie ma odpowiedzi".

"W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" to niezwykły dokument historyczny, a zarazem misternie skonstruowana opowieść. Do rekonstrukcji losów swoich bohaterów Elisabeth Asbrink używa całej gamy form od suchego referatu do czystej poezji. To literatura najwyższego lotu i piękny dowód na to, że nie ma sprzeczności między wymogiem rzetelności historyka a impulsem współczucia. Lecz żeby je pogodzić, trzeba wielkiej sztuki.


<-wroc